Kap, kap, kap.
Deszcz uderza miarowo w parapet. Granatowe chmury przysłoniły niebo. Dzieci z wesołym krzykiem który, niósł się po całym podwórku uciekły przed burzą, ulewą i wiatrem.
Teraz jest już spokojnie, niemal cicho. Z oddali słychać jeszcze cichy pomrok.
Idę na spacer.
Lato zwolniło na moment. Znikają z deptaków turyści przepłoszeni przez deszcz. Uliczni sprzedawcy pamiątek pochowali swoje drobiazgi a restauratorzy powystawiane na chodniku stoliki i fotele z wikliny. Deszcz kapie z ogródkowych parasolek. Nikt nie ma specjalnie ochoty pozować do zdjęcia w przeciwdeszczowej pelerynie z folii ani kupować lodów o dziwnych smakach.
Zatłoczone kawiarnie wypełniają się ciężkim aromatem parzonej kawy i gorącej czekolady. Kojący zapach miesza się z lepką i chłodną wonią przemoczonych ubrań. Ci co czekają na poprawę pogody, w milczeniu ogrzewają dłonie o parujące kubki i filiżanki. W przyciszonych rozmowach słychać delikatne stukanie łyżeczek...
Gdy wracam do domu, trochę zmokła i zmarznięta, też ma ochotę na kubek gorącej kawy. I na coś jeszcze. Deszczowy dzień w lecie ma też swoje dobre strony, bez żalu - patrząc na dzieci które, wróciły na podwórko w kolorowych kaloszach, skacząc od jednej do drugiej kałuży - podwijam rękawy i zabieram się do pracy.
Będzie tarta.
Tarty są najlepsze pod każdą postacią!
OdpowiedzUsuńto prawda :) piekę aż do znudzenia :)
Usuń