29 paź 2012

Znikający słoń i pojawiający się śnieg













W sobotni poranek przetarłam oczy ze zdziwienia. Za moim oknem w środku jesieni sypał zawzięcie gęsty śnieg. Zniesmaczona tym co widzę otuliłam się mocniej kołdrą i kocem, zamieniłam w małą poczwarkę w kokonie i odwróciłam plecami do okna. Obrażona na świat postanowiłam nie wstawać za nim nie zniknie. Niestety nie zniknął - ani w sobotę, ani w niedzielę ani nawet w poniedziałek. Śnieg jak leżał tak leży zadowolony z siebie a ja z wyrzutem patrzę za okno i na dzieci rzucające się śnieżkami (i pomyśleć że jeszcze w piątek wracając do domu szurałam butami w suchych liściach! ). Nawet siedzące na gałęziach wrony wyglądały na obrażone.

Być może gdyby to był grudzień to nawet podskoczyłabym z radości na ten widok, na piękną biel, na całe drzewa pokryte puchem, na pięknie wyglądający las taki cały ośnieżony. I wszystko było by pięknie gdyby nie to że pod warstwą białego puchu są jeszcze zielone liście a drzewa od nieprzewidzianego ciężaru wyginają się niebezpiecznie nad drogą, gdyby nie to że moje buty zimowe jeszcze spokojnie leżą zapakowane w pudełka i  wciąż nie posiadam czapki.......

I w tych o to warunkach mogłabym już całkiem popaść w depresję i  na znak protestu zapaść w sen zimowy gdyby nie to że czasem niespodziewanie zdarzają się małe acz przyjemne rzeczy - a najprzyjemniejszą z tych małych rzeczy jest nowa książka Murakamiego Zniknięcie słonia którą dostałam dziś do moich zmarzniętych rączek (bo oczywiście rękawiczek też jeszcze nie mam).

:)

26 paź 2012

Piątkowa nostalgia


Przechodzę od skrajności w skrajność, od zabiegania w zeszłym tygodniu do bezsensownego nieróbstwa w tym. Wolę jednak to pierwsze. Teraz nie mogę sobie znaleźć ani miejsca ani zajęcia. 

Poszłam do biblioteki. Kręciłam się między półkami. Chyb jestem najbardziej niezdecydowaną  czytelniczką. Nawet nie wiem kiedy minęła godzina. 
Znów wybrałam Murakamiego* przekonana, że przynajmniej się nie rozczaruję. 
Jego bohaterowie nie są postaciami czynu. Bezwiednie poddają się biegowi, często najdziwniejszych zdarzeń**, albo działają pod wpływem innych ludzi, którzy w jakiś sposób ukierunkowują ich życie na kolejne tory. W sumie to dość wygodne. 
Z drugiej jednak strony nigdy nie stoją w jednym miejscu. Ich życie jest w nieustającym ruchu, od jednego miejsca do drugiego, suną na przód choć czasem wolno, czasem niejednostajnie, ale jednak poruszają się, niczym gwiazdy na nocnym niebie.

są w życiu momenty, do których nie można wrócić, i są takie, choć jest ich bardzo niewiele, po za które nie można wyjść. Kiedy przychodzi taki moment, możemy tylko w milczeniu, przyjąć, co nas spotyka, czy jest dobre czy złe. Takie jest życie.***


-----------
Choćbym nie wiem jak bardzo chciała nie zatrzymam przy sobie tych wszystkich jesiennych kolorów; liście stracą swoją barwę, kasztany uschną. Nie uchwyci ich nawet milion zdjęć. Przeminą wraz z nadejściem zimy a potem wiosny. Trzeba będzie czekać do kolejnej jesieni.
-----------

Na Suwalszczyźnie i w górach spadł śnieg, więc oficjalnie, kubkiem domowej gorącej czekolady z chili rozpoczęłam sezon dogrzewania się od środka :)


* Murakami idealnie pasuje na jesień - nie wiem czemu ale takie odnoszę wrażenie (może ze względu na wszechobecną melancholię), po prostu według mnie różne książki pasują mi do różnych pór roku :)
** choć jak czytam Bezsenność w Tokio Bruczkowskiego, to jednak zmienia mi się skala dziwności jeśli chodzi o życie w tym kraju :)
*** Kafka nad morzem

18 paź 2012

Październikowe must have














Ostatnio jestem zabiegana. Pędzę to tu to tam i gdy późnym popołudniem lub wieczorem zasiadam do laptopa ze zgrozą zauważam że mam problemy z złożeniem prostego zdania. Zaglądam odruchowo na te same strony i właściwie nawet nie wiem po co, litery mylą mi się pod palcami. O rany... nie tak wyobrażałam sobie jesień ;) Miałam spędzać leniwie dni, zbierać kasztany, robić bukiety z kolorowych liści, miałam przesiadywać na wsi z kubkiem gorącej kawy i książką w ręku, miałam karmić w parku łakome wiewiórki... Miałam zwyczajnie sycić się jesienią!* - tyle żeby starczyło na cały rok, aż do kolejnej jesieni :)

Z nostalgia oglądam pośpiesznie zrobione zdjęcia


Moje październikowe must have to długie spacery po lesie, szczegolnie gdy moją zimną dłoń grzeje dłoń druga całkiem gorąca jak piec; kolekcjonowanie na fotografiach wszystkich tych pięknych kolorów do których będę tęsknić zimą - ciemnych zieleni, zółci, pomarańczy, wszelkich odcieni czerwieni aż po bordo, na brązach kończąc; szuranie butami w suchych liściach, które nieustanie zbieram i chowam we wszelkie książki w domu**; przyjemnie chłodny dotyk kasztanów w kieszeniach płaszcza, które noszę niczym talizmany na szczęście; rozgrzewająca zupa dyniowa gdy pada zimny deszcz; wieczorami cicho sączący się i odprężający smooth jazz z kieliszkiem wina na rozgrzanie; wreszcie przepastne swetry i szale z miękkiej włóczki, które otulają przyjemnym ciepłem gdy wieje chłodny zachodni wiatr... :)

p o e z j a 


ps. ostatnio staram się notować wszystkie swoje spostrzeżenia w notesie tak żeby łatwiej było potem zebrać myśli, ubrać je w ładne słowa i zamieścić tutaj. Dzięki temu dopiero teraz zdaję sobie sprawę ile rzeczy umyka mi w codziennej krzątaninie, jak szybko ulatują z głowy ciekawe myśli i zdania, jak szybko zapominam o równie ciekawych książkach i artykułach które czytam.

****
w wolnych chwilach przeglądam bloga Anna gillar, są tam fajne zdjęcia, wnętrza i pomysły, wszystko bardzo proste, tak jak lubię  :)

*picie kawy aktualnie odpada bo jestem na detoksie kawowym, kasztana żadnego nie znalazłam za to dostałam ich garść od brata, piękne i kolorowe liście chwilowo zmieniły się w żółtą mokrą papkę a z czytania też nici bo akurat zamknęli moją bibliotekę. Jedyne co na razie się udało to spędzenie kilku chwil na wsi :)
 **cudownie jest potem znaleźć taki pachnący jesienią zasuszony listek w dawno nie otwieranej książce, radość podwójna :)

13 paź 2012

Jesienią las pachnie grzbami

























Rano nie myślałam o niczym innym tylko o grzybach. Nocą wydawało mi się jak rosną.*

Zawsze jesienią mam wrażenie że las pachnie grzybami. Nie zależnie czy grzyby są czy nie. Ja już czuję w powietrzu ich aromat, wiem że powoli rosną pod jesienną kołdrą z pożółkłych liści i igieł, kiełkują w ciszy i w ciszy ukrywają się przed wzrokiem grzybiarza. Chowają się sprytnie i bacznie obserwują świat. Gdybym nie była człowiekiem, byłabym grzybem. Uwielbiam wszystkie grzyby. Ich kształty, kolory i zapachy. Są grzyby piękne i brzydkie. Takie które pachną i takie które śmierdzą. Są grzyby zupełnie zwykłe i takie które nas zadziwiają. Są i takie które, skłaniają do grzechu i rozgrzeszają.

























Uwielbiam frywolne muchomory z czerwonymi, dużymi kapeluszami, które są wszędzie.
Uwielbiam żyjące w stadach kurki.
Uwielbiam żółciutkie niczym cytryny zielonki, które sprytnie chowają się pod ściółką.
Eleganckie i pościagliwe podgrzybki, które nie specjalnie lubią towarzystwo.
I prawdziwki w najmodniejszych kolorach jesieni, które zazwyczaj chowają się najsprytniej.
I maślaczki które najbardziej lubią towarzystwo młodych sosen i brzóz i które lepią się niemiłosiernie więc nie każdy ma ochotę po nie sięgać.
I rydze, które pysznie smakują smażone na maśle.
I mogę tak wymieniać bez końca...

Przynosiłam całe kosze, rozkładałam je na gazetach i patrzyłam na ten zbiór najdłużej, jak mogłam, aż wreszcie przychodziła ta chwila, gdy trzeba wziąć do ręki nóż i ciąć ich miękkie, dziecinne ciała, obcinać in kapelusze i nabijać na ostrza tarniny żeby schły.

A po udanym grzybobraniu dom wypełniają przyjemne zapachy suszonych, smażonych, duszonych grzybów. Sycę się tymi aromatami i zapisuję je w pamięci. Będę się nimi ogrzewać w mroźne zimowe dni, nad talerzem pysznej grzybowej zupy.

Poranna jesienna wilgoć przesycona jest grzybami. Wciąż czuję ich zapach. Pachnie nimi cały dom, pachnę grzybami i ja a w nocy miałam grzybowe sny. Jestem pewna że wciąż mi mało i koniecznie muszę znów wrócić do lasu.


















*wszystkie cytaty pochodzą z książki Olgi Tokarczuk Dom dzienny, dom nocny

9 paź 2012

Ostatnie tygodnie





































Ostatnie tygodnie mijają bardzo szybko żeby nie powiedzieć ze ekspresowo. W wolnych chwilach łapię promienie słońca i wszystkie te jesienne momenty i staram się jak najbardziej nimi cieszyć bo szybko umykają. 
Ale już niedługo kolejna porcja jesienno-grzybowych zdjęć :)

1 paź 2012

Jesienne porządki

























Wrzos już przekwita. Grzybów w lesie jak na lekarstwo (dwa osaki i trochę kurek które, ostatnio uzbierałam to jednak za mało na mój grzybiaski apetyt). Jeszcze nie jest tak kolorowo a pogoda trochę kaprysi, ale w lesie już pachnie wilgotnym mchem, liśćmi i grzybami. Muchomorów jest pod dostatkiem! Kalendarz nie kłamie - to jesień.

Robię jesienne porządki. Dokładnie tak. Jakoś tak zawsze bywa że to właśnie jesień jest dla mnie momentem przełomowym w roku. Ani pierwszy stycznia, ani pierwszy dzień wiosny. Tylko ten magiczny moment kiedy kończy się lato a zaczyna jesień, kiedy pojawiają się pierwsze żółte liście na brzozach, przy których szumie usypiam choćby i na ławce w parku. Kiedy powietrze traci swój letni żar. Kiedy słońce zaczyna świecić nieco rozmytym blaskiem i w powietrzu unoszą się cieniutkie nitki babiego lata. Rozpływam się na samą myśl w tych kolorach i zapachach...

























Zaczynam snuć plany i kreować nowe marzenia które mam nadzieje zrealizować przez najbliższy rok.

Pozbywam się tego co w ostatnich miesiącach straciło swoją datę ważności. Żegnam niepotrzebne emocji, zajęcia, rzeczy, plany i ludzi, którzy zabierali mój czas nic nie dając w zamian. Pozbywam się tego co zbyteczne by zrobić miejsca temu co dopiero ma nadejść.

W październiku marzę o długich i nieśpiesznych porankach z kawą albo herbatą z sokiem, o rozgrzewających zupach, otulających ciepłem swetrach, długich spacerach. Marzę o wpatrywanie w poranne mgły,  o popołudniach z książka na balkonie, o wdychanie ostrego i rześkiego powietrza. Marzę o grzanym winie i gorącej szarlotce z cynamonem.


***
Właśnie skończyłam czytać Manazuru Hiromi Kawakami - w sam raz na początek jesieni; trochę melancholijna i jakby zawieszona poza czasem i przestrzenią historia.