Za oknem deszcz leje cały dzień. Humor nie bardzo dopisuje. Na poprawę nastroju pachnąca kawa i kilka płyt ze zdjęciami, które bardzo bardzo cierpliwie czekają żeby kiedyś (na pewno kiedyś, w końcu, w przyszłości... ) zostać wywołane i trafić do eleganckiego albumu.
Fajne. Jak powrót do przeszłości. Spoglądam na zdjęcia z dystansem.
Z jakiegoś powodu robią na mnie większe wrażenie niż wtedy kiedy zostały zrobione. Czuję się trochę tak jakbym odebrała od fotografa zapomnianą kliszę, która przeleżała zimę w szufladzie biurka.
Humor się trochę poprawia. Za to pojawia się nuta tęsknoty, żeby znów wrócić w dawno niewidziane miejsca, znów poczuć tętno i ruch miasta, podpatrywać z ukrycia na ludzi spacerujących w niedzielę szerokim deptakiem. Tyle się wtedy dzieje. Słońce, śmiech, muzyka, jaskrawe balony, kobiety w kolorowych sukienkach, biegające dzieci, uliczni artyści....
A tymczasem do posłuchania słodka muzyka z lat 50. w wykonaniu Toma i Jerrego np. tutaj :)