Znów czytam Tańcz tańcz tańcz Murakamiego. Nie mam pojęcia który to już raz, ale uwielbiam ją. Czasem czytam tylko fragmentami, bo to dla mnie nie ma znaczenia, i tak przecież wiem o co chodzi. Teraz jednak zaczęłam tak jak Bóg przykazał od początku - początek lubię najbardziej. Akcja toczy się leniwie, jest Sapporo, zima, duży, tajemniczy hotel. W zasadzie nic się nie dzieje. I może właśnie o to chodzi. Musze tak jak główny bohater wytrącić trochę czasu, przeczekać to co jest teraz, by w końcu gdy nadejdzie "ten" moment znów ruszyć do przodu w odpowiednim kierunku. Na razie jednak nie wiem kiedy ten moment nastąpi i jaki właściwie będzie kierunek w którym, pójdę. Wszystko na razie jest dość skomplikowane a na pytania nie ma żadnej odpowiedzi. Brak odpowiedzi - bardzo w stylu Murakamiego.
Czasem chciałabym być właśnie jak bohater tej książki. Chciałabym mieć możliwość wsiąść do pociągu, pojechać do jakiegoś odległego miasta i zaszyć się w dużym hotelu - gdzieś gdzie nikt mnie nie zna. Spacerować uliczkami, jeść pączki w Dunkin Donuts, czytać gazety, oglądać telewizję i niczym się nie przejmować. Oczywiście taka bezczynność jest też męcząca - więc chciałabym też aby ten wyjazd miał jednak jakiś sens. Chodzi o to żebym po prostu mogła się wyrwać z tego świata w którym obecnie żyję. Bardzo mi już to wszystko ciąży. I czuję jakbym z każdym kolejnym dniem miała mniej tlenu do oddychania. Może dlatego co raz trudniej budzić mi się rano...?
(ęjuzc kat ot aj ela azsjeinżawjan tsej ein eżom .jecęiw cin i acarap acarap acarap eibeic ald tsej azsjeinżawjan eż to, usazc karb jówt, yt einm zsejutyri. oktsyzsw einm ęjutyri śokaj owoliwhc)
Powinnam jutro pójść na spacer, zabrać aparat i cieszyć się jesienią. Lubię jesień..