Nie zadowalają mnie rzeczy pospolite czy mierne. Wychodzę z założenia, że życie jest za krótkie, by tracić na nie czas. Staram się spędzać czas czytając ciekawe książki, spotykając się z ludźmi którzy, mają dla mnie znaczenie i wnoszą coś do mojego życia, staram się w miarę możliwości poświęcać czas tym rzeczą, które sprawiają mi przyjemność. Z tego względu raczej nie oglądam telewizji i zazwyczaj jestem do tyłu jeśli chodzi o nowości filmowe. Jednak przychodzi w końcu taki dzień (zazwyczaj szary, wyjątkowo brzydki i przygnębiający), taki nastrój (głębokiego przybici i niechcenia czegokolwiek) że tylko jakiś dobry film jest w stanie mnie wyrwać z tego stanu.
Ci co są bardziej zorientowani w temacie kina domyślają się już zapewne że tytuł wpisu odnosi się do filmu. I przyznam że całkiem dobrego, choć może nie porywającego, to jednak w miarę lekkiego i przyjemnego, przy którym udało mi się odpocząć, pośmiać i zrelaksować.
Spodobał mi się Paryż Julie Delpy, narracja i przezabawni rodzice głównej bohaterki - Anne i Jeannot ( nieco rubaszny i złośliwy ojciec Marion jest genialną postacią! )
Dwa dni w Paryżu
Merci! :)