Był spacer, były i zdjęcia. Nie wiem tylko które z nas źle działa: ja czy mój aparat? Ale zawsze jest tak, że gdy ja mam już plan i koncepcję to on odmawia współpracy ze mną. I na nic zdają się moje prośby i groźby - kolory nie są takie jak być powinny, ostrość jakby zbyt mała albo jeszcze inne licho. Ech... i tak w kółko... Taka nasza przepychanka.
Spacerujemy więc we troje: aparat obrażony na mnie, ja obrażona na aparat a tym samym na cały świat i P., który rzadko się złości i obojętnie przechodzi koło tych naszych "sporów".
Kocie łby, wąskie uliczki, kamieniczki. Lody, baloniki, orkiestra bigbitowa.
Nasze niedzielne popołudnie. Było słońce, był deszcz, potem znów słońce. Fajnie było. Tylko zdjęć jak dla mnie zawsze za mało, ale w końcu nie o ilość tu chodzi :)
Beautiful! :)
OdpowiedzUsuńhttp://vaatetellen.blogspot.com/