20 lut 2015

the end

Potrzebowałam pomilczeć. Przez ostatnie dni, może tygodnie.
Pomilczeć tak prawdziwie, sama ze sobą i bez wyrzutów sumienia. Schować się przed światem.
Do milczenia najbardziej pasuje mi właśnie zima - której w tym roku jak na lekarstwo - wypełniona po brzegi bielą i ciszą które, dają wytchnienie zmysłom.

Bezczas, bezdzwięk, bezbarwność.

Teraz już bliżej niż dalej do wiosny. Czuć ją w powietrzu, w ptasich odgłosach; pod stopami, gdy wilgotna ziemia ugina się miękko pod butem; czuć w słońcu, które co raz mocniej zaczyna grzać, nie tylko przez szybę samochodu.

Świat znów wraca do życia. Całkowicie niezależnie od nas i bez względu na to, czy jesteśmy gotowi.

                                                               (zdjęcie z internetu)

ps, Pierwotny wpis powstał kilka godzin wcześniej, jednak z upływem czasu stwierdziłam, że nijak ma się do tego co chciałam powiedzieć (a już na pewno nie chciałam znów pisać o zimie i o jej braku), stąd mała korekta ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz